Zajrzałam do mojej saszetki z saszetkami:] Mowa o próbkach i saszetkowych wydaniach niektórych produktów. Ło jezusicku, jest ich chyba ze 40. Cóż innego pozostaje ciężarnej kobicie robić w taki upalny dzień? Postanowiłam zadbać o siebie kosmetycznie:] W związku z tym, że data przydatności się kończy na pierwszy ogień poszła maseczka peel off Eva Natura.
Co pisze producent? Że złuszcza martwy naskórek, usuwa, oczyszcza lico i zmniejsza pory. Wrażliwcy lepiej niech nie używają bo w składzie alkohol. Trzymać 20 minut, zaschnie, zdjąć.
Ps. Mina świadka owego ceremoniału (ściągania maseczki) - bezcenna. Nigdzie nie zobaczysz takiej mieszaniny obrzydzenia, zaskoczenia i nie do wierzenia jak na twarzy faceta, który nie wie o istnieniu takiej maseczki i widzi to pierwszy raz:]
Jeśli chodzi o maskę... woń alkoholowa, nie szczypie- za to plus. Nigdy nie wiem ile nałożyć. Albo starczy na jeden gruby raz, albo na półtorej:/ Ni w pi ni w drzwi. Więc wywaliłam całą saszetkę na facjendę. Po pół godziny dalej miałam niezaschnięte policzki. Jestem dość niecierpliwą osobą, więc włączyłam domową wichurę (suszarkę) i lekkim zefirkiem podsuszałam to co niedoschnięte.
Po ściągnięciu maseczki skóra faktycznie jest wygładzona, u mnie nawet jakieś dziwne nawilżenie nastąpiło O_o Buźka gładziutka, jak po peelingu. Kremem nie musiałam ratować bo nie było efektu ściągnięcia, przesuszenia. Ogólnie polecam. Jedynie co mi się nie podoba to zmywanie maseczki z rąk po nałożeniu. I długość zasychania na twarzy. Dla mnie za długo. Sama do niej raczej nie wrócę bo posiadam całą tubę maseczki peel off z kawiorem z Avonu. Kupiłam raczej z ciekawości, dla przetestowania (jak większość kosmetyków z resztą :] )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz