poniedziałek, 17 listopada 2014

Piaskowa noc- Wibo

Skusiłam się na jeden kolor z tej serii Wibo, mowa o lakierach piaskowych z refleksami. Nie wiem co się ostatnio dzieje ale nawet na rossmannowskiej promocji nie skusiłam się na żaden lakier....wyrastam z lakiermaniactwa? :]
Ten zachwycił mnie różnorodnością koloru, w zależności jak pada światło mieni się srebrem, fioletem i niebieskością.
Piasek jak piasek, zmywa się wg mnie dobrze ale wszyscy marudzą na zmywalność i w ruch idą folie:] Krycie bardzo dobre, jednak ja zawsze maluje dwa razy. Na paznokciach trzyma się dobre 3 dni. Wygodny pędzelek dopełnia dzieło. Na panzokciach wygląda jak ciemne, gwieździste, nocne niebo:] Zapraszam do przekonania się, że wart jest zakupu!










środa, 29 października 2014

A w sercu ciągle maj...w roli głównej folia transferowa

W posiadaniu mam dwie folie. Jedna pokazana w TYM poście, która dobrze przykleja się na lekko podeschnięty lakier i druga, którą pokaże Wam dziś. Ta niestety lakieru się nie ima. Pozostało mi kupić do niej klej i tak też zrobiłam. Szukałam kleju głównie przez internet ale ceny nie bardzo mnie zadawalały zwłaszcza po dodaniu kosztów przesyłki. Na szczęście całkiem przypadkiem natknęłam się w Galerii Katowickiej na wysepkę z paznokciowymi akcesoriami i tam za klej dałam całe 9,90zł.

Folia, którą pokaże Wam dzisiaj jest przepięknie wiosenna. Same kwiatuszki, przeważa kolor żółty, pomarańczowy, zielony i czerwony, gdzieniegdzie przemykła srebro. Wszystko to osadzone jest na bezbarwnym tle dlatego możemy różnie bawić się z kolorami bazowymi. U mnie padło na biel, dla kontrastu, a  jednocześnie w delikatnym tonie dołączyłam morelkę Sensique.

Z klejem mam taki problem, że jeszcze nie bardzo wiem kiedy zaczną sie na nim odbijać wzorki z folii. Metodą prób i (większości) błędów powstało mani, które nieziemsko mi się podobało niestety na krótko. Już na drugi dzień zaczęły się ścierać końcówki. Nie wiem czyja to wina, co zawiodło: top, lakier bazowy czy może klej?
Koniec wywodów, czas na pokaz!











Za lekkie niedociągnięcia przepraszam ale na prawdę widać je głównie w przybliżeniu. Na codzień nie rzucają się w oczy:P

środa, 15 października 2014

Bingo Spa- koncentrat cynamonowo- algowy z L-karnityną

Jakiś czas temu pisałam o mojej walce z cellulitem. Jednym z zabiegów jakie do tej walki wykorzystałam był popularny body wrapping. Na stronie naturica.pl znajdziecie ogrom kosmetyków przeznaczonych do tego typu zabiegów. U mnie padło na kupno m.in. tego specyfiku:




Opakowanie/konsystencja/zapach:
Kosmetyk jest zapakowany w słoiczek z zakrętką. Wygodne rozwiązanie, Wkładam dłoń i do samego denka mogę wszystko wyciągnąć:] Nic się nie wylewa i nie przelewa przez palce dzięki konsystencji- galaretka w kolorze budyniowatym. Zapach zdecydowanie cynamonowo-goździkowy, mi przypomina maść rozgrzewającą "KOTEK" jak ktoś taką pamięta:]

Etykietka mówi:



Bardzo się cieszę, że wszystko napisane jest na etykiecie. Jak długo trzymać, jak używać itp. Każdy produkt ma swoje widzimisię więc tutaj biję brawo za to, że nie trzeba szukać informacji w internetach.

Moja opinia:

Tego koncentratu starałam się używać 2 razy w tygodniu, niestety nie zawsze miałam czas mimo dobrych chęci i motywacji. Nie wiem czemu ale im większe wrażenie ciepła tym bardziej byłam pewna, że kosmetyk działa jak należy. Naczytałam się opinii innych dziewczyn, że uczucie grzania nieraz jest tak mocne, że musiały przerwac po 10 minutach. U mnie tego nie było. Z powodzeniem mogłabym nawet spać w tej folii a czułam jedynie przyjemne lekkie ciepełko, momentami przechodzące w zimne dreszcze. Wtedy jeszcze szczelniej przykrywałam się czym popadnie. Bawiłam się przeróżnie: nakładałam więcej i mniej żelu, ciaśniej i luźniej się owijałam a efekt był ten sam- lekkie ciepełko. Co do redukcji cellulitu na pewno nie było u mnie widać efektów po 4 zabiegach. Owszem, skóra  była jędrniejsza po kilku zabiegach a cellulit jaki był taki był. Odstawiłam tabletki antykoncepcyjne i w nich tkwiła chyba tajemnica bo teraz skóra zwłaszcza na udach i pośladkach stała się bardziej gładka, cellulitowe dołki mniej widoczne ale dalej są...nawet w pozycji stojącej. Teraz gdy nadchodzą zimne dni zaopatrzę się na nowo w taki specyfik i wierzę, że pomoże pozbyć się cellulitu choćby na tyle, żebym go nie widziała w luźno stojącej pozie. A uwierzcie jest się czego pozbywać, może dlatego w moim przypadku potrzeba więcej zabiegów. Kosmetyk regularnie stosowałam tak do połowy słoiczka, później zabiegi były mniej regularne przez co zdaję sobie sprawę, że wynik mojego testu nie może być miarodajny tak jakbym chciała. Niemniej jednak polecam preparat, bo skoro po jednym użyciu skóra jest zdecydowanie lepsza to znaczy, że działa!



Cena 32,77zł/250g
Do kupienia TUTAJ


Ciekawią mnie Wasze doświadczenia z takimi zabiegami. Widać różnicę czy tylko efekt placebo? Zawijać się czy nie?



środa, 8 października 2014

Apis- enzymatyczny peeling z żurawiną

Zapraszam na recenzję drugiego peelingu enzymatycznego jaki posiadam, tym razem z firmy APIS. Z tą marką mam pierwszy raz do czynienia i cieszę się, że coś z ich asortymentu trafiło w moje ręce. Widziałam, że kilka blogerek miało chrapkę na ten właśnie peeling...czy warto? Zapraszam do czytania.


Strona techniczna:

Zacznę od tego, że szata graficzna bardzo mi się podoba. Całe opakowanie jest solidne, mamy możliwość kontrolowania zużycia dzięki temu, że plastik jest mleczno-przezroczysty. Zamykanie praktyczne, szczelne, nic się nie wyleje, a i tak nie ma ku temu możliwości ponieważ peeling nie jest zbyt leisty. 




Kosmetyk ma konsystencję lekkiego kremu, dobrze rozprowadza się na twarzy, szybko się spłukuje. Kolor leciuteńko różowy.


W teorii:



Moja opinia:

Zdecydowanie bardziej wolę ten peeling niż z Ziaji. Sam zapach delikatnie owocowy sprawia, że przyjemnie się go stosuje. Przy wyborze peelingu enzymatycznego należy brać pod uwagę, że jego działanie nie będzie tak intensywne jak w przypadku typowych zdzieraków mechanicznych. I tutaj też tak jest. Efekt jest delikatny, skóra nie ma podrażnień,  jest przyjemna w dotyku i jednocześnie wyczuwa się lekki film na powierzchni. Peeling szybko się zmywa, jedynie kilkuminutowe masowanie jest dość uciążliwe dla tych co cierpią na chroniczny brak czasu :] Po zmyciu peelingu nie wyczuwa się efektu ściągnięcia czy przesuszenia skóry. Wyczuwalna jakby tłusta warstwa pozostaje na twarzy przez jakiś czas dlatego ja przecieram jeszcze lico tonikiem bo nie lubię jak mi coś siedzi i przeszkadza:] 
Reasumując: producent spełnił swoje obietnice, jedynie natężenie efektu nie jest tak wysokie jakbym tego chciała. Widocznie moja skóra łaknie tych mocniejszych, radykalnych kroków przy pielęgnacji dlatego wrócę do tradycyjnych zdzieraków :] 
Niemniej, zachęcam do zakupu tego produktu, zwłaszcza tych delikutaśnych bo uważam, że u Was sprawdzi się świetnie:] 

Ja swój kupiłam na stronie naturica.pl  a dokładnie Tutaj

Cena: 14,70zł/100 ml

Dla chętnych składzik:





piątek, 3 października 2014

Paseczki i kropeczki

Witam po długiej przerwie. Niemoc, niemoc i jeszcze raz niemoc. Najwięcej niemocy dostarcza mi myśl o przeróbce zdjęć do posta:]

Dziś pokaże Wam mój pierwszy raz z tasiemką kupioną u promoto. Bardzo fajna sprawa taka taśma, najgorsze jest wtedy jak zgubi nam się koniec:]
Co do samej tasiemki to ma swoje plusy i minusy. Fajnie wyglądą szkoda tylko, że na którko :/ Już na drugi dzień odkleja się od paznokcia zwłaszcza przy brzegach.

Postawiłam na marmurkowy biały od Lemaxa, tasiemkę i kolorowe ćwieki. Całość wygląda tak, że mi się spodobało  :] A co Wy myślicie?

Ps. Palec wskazujący  na dwóch ostatnich zdjęciach oberwał przy krojeniu sałatki dlatego taki nadgryziony:]








wtorek, 26 sierpnia 2014

Mani z %

Zastanawiałyście się kiedyś jak wyglądałoby Wasze mani po wypiciu alkoholu? Jeśli nie to zapraszam do oglądania! Wzorek robiony po "odrobinie " wina. Jak widać królują głównie zalane skórki i nierówno odbite tasiemki. Mimo to, rano efekt dalej mi się podobał:] Paznokcie siostry.






Malowanie przebiegło dość sprawnie, jeszcze nigdy nie czułam takiej precyzji w ręce jak wtedy:]

Jeśli nie używałyście jeszcze tasiemek do tego typu wzorków to dam Wam dwie wskazówki

1. Jako lakieru nawierzchniowego używaj takiego, który kryje przy pierwszej warstwie ponieważ
2. tasiemki odklejaj jak lakier nawierzchniowy jeszcze jest mokry. Gdy podeschnie to gluci się troszkę i przykleja do tasiemki odchodząc razem z nią.
Dlatego dwuwarstwowce odpadają bo zazwyczaj czeka się aż pierwsza warstwa podeschnie.

Żółty, zielony i pomarańczowy paznokieć zrobiony wg powyższych wskazówek, reszta paznokci czekała na wyschnięcie lakieru no i o. Brzydko się poszarpało :/

Palec wskazujący przyprawia mnie o mdłości...zabijcie mnie ale ta skórka nie wydawała się AŻ tak zalana:]
Szkoda, że wyszło zdobienie z serii "ładnie to wygląda z daleka" :]


Jestem ciekawa Waszego zdania.


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Matowa czerń? Czemu nie?

Wiem, że czerń jest mało letnim kolorem ale po dłuższej przerwie w malowaniu paznokci na jakikolwiek kolor postanowiłam zaszaleć! Z czarnym dłuuugo nie miałam nic do czynienia i po takiej przerwie bardzo spodobał mi się ten mrok na paznokciach a po dodaniu matującego topu to już w ogóle oszalałam z zachwytu:] Dodat, że mani bardzo dobrze mi się nosiło i pasowało niemal do wszystkiego!

Użyte lakiery to czerń od Miss Sporty (dwie warstwy) oraz top matujący Lovely.







Jeśli czerń to jaka? W macie czy klasyczna kremowa? 



środa, 13 sierpnia 2014

Trójkąty na fiolecie

Dziś coś prostego ale jednocześnie niebanalnego, przynajmniej w moim mniemaniu. Gdy nie chce mi się tworzyć wzorów mega czasochłonnych na paznokciach ale zwykly samotny kolor też mi nie gra wtedy aplikuję małą ozdóbkę dającą wielki efekt. Tutaj czarne trójkąty, na tyle płaskie, że dały radę ok 3 dni się nie odkleić. Jako baza Wibo Trend Edition w kolorze jasnego wrzosu, przez który przebija się lekki shimmer. Bardzo mi podpasowało takie zdobienie. 








Wybaczcie zalane skórki, na prawdę wieczorem tego nie widać a jedynie wtedy mam czas na malowanie :]


Lubicie się w fioletach? Mi ostatnio coraz bardziej się podobają, zwłaszcza te jasne i pastelowe:]



piątek, 1 sierpnia 2014

Farba w Piance Marion

Zmorą domowego farbowania jest znalezienie chętnej osoby, która owy zabieg wykona. U mnie niestety to wygląda tak, że chodzę i się proszę a to mamę a to siostrę o ufarbowanie kudełków. Robią to niechętnie więc najlepszym rozwiązaniem byłoby farbować się samemu. Tradycyjną farbą sama nie potrafię, bo jak tu dokładnie złapać tył, dlatego postanowiłam ułatwić sobie życie i wypróbować farbę w piance!  Padło na firmę Marion gdy przypadkiem znalazłam ją w Netto za 6zł. Czy przez ten wybór żyło mi się lepiej? Tego dowiecie się na dole:]


Wybrałam odcień PALONA KAWA, dostępnych jest mnóstwo odcieni więc dla wszystkich coś się znajdzie:]


Świetne rozwiązanie dla domowego farbowania! Nikogo nie muszę się prosić, sama doskonale sobie poradzę. Wstrzącham mieszanką saszetki z zawartością tubki i na głowę! Jak szampon. Cała tubka bez probemu starczyła na cały skalp i jeszcze zostało (włosy lekko za ramiona). Skóra głowy nie piecze i nie swędzi jak to bywało z innymi farbami. Pozostaje tylko czekać 30 min i ziuuuu do łazienki zmywać i podziwiać nowe włosy :]



Farba zmywa się błyskawicznie, nie brudząc wszystkiego dookoła. Już po chwili leci całkiem czysta woda. Po wysuszeniu włoski prezentują się następująco:



Zdjęcia robione w słońcu ale zapewniam, że i bez tego połysk jest zauważalny w porównaniu ze stanem włosów przed farbowaniem. Jedyne co zauważyłam i się zawiodłam to to, że dalej było widać odrosty. Może w ciemniejszym odcieniu ale i tak jaśniejsze niż dalsza część włosów. Pomyślałam, że może palona kawa nie jest tak palona na jaką wygląda i po prostu na włosach wychodzi jaśniej.
Niestety farba ta jest kompletnie nietrwała :/ Już po kilku myciach odrosty przyjęły swój pierwotny kolor. Bardzo szybko się zmywa, mimo, że nie widać tego przy spłukiwaniu włosów. Ta wada dyskwalifikuje ten produkt na starcie. Nie kupię jej ponownie a szkoda bo myślałam, że ułatwię sobie farbowanie w domowym zaciszu :/

Plusy:
- łatwość nakładania
- nie podrażnia
- szybko się zmywa
- szeroka gama kolorów do wyboru
- nie niszczy włosów
-tania

Minusy:
- dostępność
- diablo nietrwała


Intensywnie poszujkuję dobrej, trwałej farby w piance, może Wy (skarbnico wiedzy kosmetycznej) możecie mi coś polecić ? 



piątek, 18 lipca 2014

Paese- płyn micelarny +mały test zmywalności

Witam Was dziewczęta w ten, w końcu przełamany deszczem, upalny dzień:] Strasznie się czuję w taką pogodę kiedy nie ma czym oddychać. W końcu powiew powietrza! Znalazłam też trochę czasu na napisanie posta, na szczęście zdjęcia czekają obrobione już jakiś czas:]


PAESE PŁYN MICELARNY


Przyznam, że jeszcze jakiś czas temu twarz oczyszczałam jedynie tonikiem i mleczkiem. Oczywiście woda też szła w ruch:] Kiedy płyny micelarne weszły w modę nie było w tym nic dziwnego, że i ja poczułam chęć bycia jej częścią:] Micel Paese jest trzecią marką jaką miałam przyjemność używać w tej kategorii kosmetyku i wcale nie prezentuje się najgorzej. 

Miniaturę tego produktu znalazłam w jednym z boxów Paese i strasznie się ucieszyłam, że mogę przetestować coś czego jeszcze nie miałam. Ogólnie z tą firmą wtedy spotkałam się pierwszy raz, dosłownie face to face:] 

Od producenta:



Moja opinia:

Jako, że micel ten ma za zadanie oczyszczać, tonizować, nawilżać itp., w odstawkę poszedł tonik. Mleczko jeszcze od czasu do czasu.... Gdy chciałam większego uczucia nawilżenia. No właśnie, Paese nawilżał dość srednio i czasami miałam taką ochotę użyć czegoś "cięższego" . Sam kosmetyk sprawował się dość dobrze, nie miał zapachu, konsystencja wody, jak to zwykle bywa. Z makijażem radził sobie dobrze, nawet z tym wodoodpornym. Nie szczypał w oczy, nie podrażniał, w końcu miał łagodzić:] Co będę opisywać. W takim kosmetyku najlepiej zobaczyć efekty działania. A oto i one:

Użyłam:


Kolejno na dłoni: 
- maskara Pump up- wszystkim dobrze znana
- korektor miss sporty
- kajal kohl- średniej jakości, nawet pod palcem lekko schodzi
- maskara wodoodporna miss sporty
- szminka Kobo o dość mocnym koralowym kolorze
- błyszczyk Bell

Szkoda, że zapomniałam o eyelinerze:/ W końcu tego też często używamy.
Jak sobie poradziło to maleństwo?








Szczerze powiem, że ta próba mnie zdziwiła. Na oku zdawało mi się, że z tuszem nie radził sobie aż tak dobrze. Widocznie duże znaczenie ma też malowana powierzchnia. Tak czy owak próba wyszła znakomicie i micel Paese zaliczył egzamin na 5:] 



Znacie markę Paese? Co możecie polecić? Miałyście styczność z tym micelem? Chętnie się dowiem co o nim myślicie:]

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...